Niestety nadeszła nowa wersja Firefoksa. Niestety, bo wydanie Quantum narobiło mnóstwo zła. Zniszczyło całkowicie CAŁĄ historię przeglądania we wszystkich sześciu profilach *). Mam backup, ale to mała pociecha. Pod względem bezpieczeństwa i wygody Firefox jest obecnie na poziomie Internet Explorera, pardon - Edge'a. Z podobnie beznadziejnym wyglądem.
Nie działają bardzo ważne dla mnie dodatki:
- NoScript - podstawowa ochrona przed obcymi skryptami i obiektami (w tym clickjackingiem oraz częścią XSS), niesamowicie ważne narzędzie, nie muszę nawet mówić jak bardzo,
- Self-Destructing Cookies - umożliwiają automatyczne usuwanie ciastek dla wszystkich tropicieli i obcych stron (oczywista sprawa),
- Ref Control oraz UAControl - zarządzanie identyfikacją przeglądarki, bardzo ważna sprawa przy stronach, które serwują różny kod zależnie od parametru user-agent.
Do tego cierpi wygoda pracy, bo nie ma innych dodatków:
- HackTheWeb - umożliwia wywalenie dokuczliwych elementów w konkretnych DIVach,
- Customize Your Web - umożliwia zmianę wyglądu strony, szczególnie przydatne do wydruków lub notatek,
- FxIF - podgląd Exif obrazków z przeglądarki, bez zapisywania pliku,
- Element hiding helper dla Adblock Plusa - umożliwia łatwe wykreowanie reguły blokującej konkretny DIV.
- Eliminator Slajdów - usuwa slajdy i umożliwia przejrzenie wszystkich zdjęć na jednej stronie. Bardzo przydatna sprawa do ogólnego przeglądania,
- HTML5 toggle - wyłącznik obsługi HTML5, w tym tagu wideo. Zabójca autostartujących filmów, których nienawidzę,
- Passive cache - przeglądanie pasywne za pomocą kopii z Google lub archive.org,
- Image picker - zapis wszystkich obrazów ze strony, niezależnie od diva itp.
- Session Manager oraz Save session - zapis sesji, by później można było do niej wrócić. Przydatne, gdy trzeba przerwać rozpoczęte zadania.
Nie działa również sporo stron, w tym Pinterest.
*) mam osobne profile do Facebooka, Google'a, LinkedIna, ogólnego przeglądania, do Flasha oraz usług bankowych. Każdy z nich uruchamiany w osobnym środowisku, najbardziej restrykcyjne założenia dotyczą ogólnego przeglądania, a następnie Google'a. Przy Facebooku i LinkedInie wycinam wszystko, co nie pochodzi z tego serwisu. Do spraw bankowych używam innej instalacji z czystym profilem niedostępnym dla innych profili (pracuje na innym użytkowniku). Polecam taką konfigurację z punktu widzenia bezpieczeństwa.
niedziela, 12 marca 2017
Technika niskopoziomowa
Kto z Was zastanawia się nad prostymi rozwiązaniami równie prostych problemów? Na przykład zakończenie przyciętego sznurka, by się dalej nie rozwijał? Bo nawet na to jest prosty sposób. Technicznie jest to splot ucha na linie kręconej. Wystarczyło przeczytać książkę A.Gańki i J.Dziewulskiego "Jachtowe roboty bosmańskie", a potem trochę poćwiczyć. Przydaje się!
Dziś coraz mniej ludzi potrafi wykonać takie zadanie, większość lin łączy się za pomocą zacisków, które są szybkie, proste i mają porównywalną wytrzymałość. Praca z linami włącznie z wykonywaniem splotów to kolejna umiejętność wpisująca się w ginące zawody.
niedziela, 5 marca 2017
Następca idei Jacka Karpińskiego
Gdy w listopadzie
ubiegłego roku pisałem o jednym z najciekawszych komputerów w
Polsce (K-202 konstrukcji Jacka Karpińskiego), wspomniałem o tym,
że myśl techniczna inżynierów tworzących ten komputer nie poszła
na marne.
![]() |
Pulpit sterowania komputera MERA-400 |
Następcą K-202 był minikomputer MERA-400, który miał
różne zastosowania, od naukowych, przez zdrowotne i biznesowe, aż po ściśle
militarne. W skali kraju to musiał być niezły komputer, skoro
wyprodukowano 650 egzemplarzy, które pracowały w wielu
lokalizacjach. Oficjalnie wiadomo, że system MERA-400 pracował w
blisko stu firmach, głównie średniej wielkości, w różnej
konfiguracji. w kilku polskich miastach MERA-400 sterowała synchronizacją sygnalizacji świetlnej. Komputer K-202 razem z opracowanym systemem CROOK i modułem CAMAC pracował także w Centrum Medycyny Doświadczalnej i Klinicznej PAN w Warszawie, gdzie był podstawą systemu intensywnego nadzoru chorych po operacjach neurochirurgicznych. Galerię zdjęć można obejrzeć tu.
Dobre założenia, dobry system
Dla systemów K-202
oraz MERA-400 powstał kompletny system operacyjny o nazwie
CROOK. Inżynierowie Instytutu Okrętowego Politechniki Gdańskiej
napisali system wielozadaniowy i wielodostępny z hierarchicznym
systemem plików (brzmi znajomo?). Mimo bardzo istotnych różnic w
realizacji *) podobieństwo
do założeń systemu typu UNIX jest dość silnie widoczne – dodam
jeszcze, że początkowo planowano budowę oprogramowania wyłącznie
na własne potrzeby…
Dwa procesory, wielodostęp
Minikomputery MERA-400 można było łączyć z sobą za pomocą łącza pracującego z szybkością 2 MB/sek. W Instytucie Okrętowym uruchomiono instalację, w której dwie sprzężone z sobą MERY-400 obsługiwały pracujących jednoczenie 24 użytkowników (12 stanowisk w laboratorium i 12 końcówek w pokojach pracowników). Podobne instalacje złożone z sprzężonych MER-400 uruchomiono w kilku innych ośrodkach: Politechnice Poznańskiej, Zakładach Elektronicznych UNIMOR, Stoczni Remontowej RADUNIA, Hucie Szkła Szczakowa, WSK Gorzyce k/Sandomierza.
Tajemnice CROOKa
System operacyjny
CROOK miał kilka tajemnic – jedną z nich jest jego nazwa.
Jak wspominają
autorzy portalu mera400.pl:
Nazwa systemu operacyjnego zrodziła się, kiedy autorzy opisali jego budowę na seminarium w Instytucie Maszyn Matematycznych. Koncepcja spotkała się tam z mocnym sceptycyzmem i konkluzją, że na takich zasadach system nie może działać. Mimo to w laboratorium autorów już działał, więc najwyraźniej było w tym oszustwo - stąd CROOK.
Drugą tajemnicą
„oszukańczego” CROOKa był mechanizm, który sprawiał, że
system operacyjny niszczył pamięć aplikacji, jeśli był
uruchomiony na innym egzemplarzu komputera, niż przewidywał to
producent.
Nadmienię, że w komputerach ODRA również istniał mechanizm zabezpieczający przed nieautoryzowanym kopiowaniem. Miał on za zadanie zablokowanie uruchamiania systemu GEORGE na nieautoryzowanych komputerach. Aby można było uruchomić GEORGE'a, serwis wprowadzał kilka połączeń wewnątrz procesora ODRY.
W połowie lat '80, kiedy nie nazwany jeszcze nawet DRM zaczynał dopiero nieśmiało raczkować, stworzony w Instytucie Okrętowym Politechniki Gdańskiej, działający na MERZE-400 CROOK-5 dysponował wbudowanymi w system operacyjny mechanizmami pozwalającymi twórcom oprogramowania chronić je przed nieautoryzowanym uruchamianiem. Mechanizmami nie wspomnianymi w żadnej dokumentacji
Nadmienię, że w komputerach ODRA również istniał mechanizm zabezpieczający przed nieautoryzowanym kopiowaniem. Miał on za zadanie zablokowanie uruchamiania systemu GEORGE na nieautoryzowanych komputerach. Aby można było uruchomić GEORGE'a, serwis wprowadzał kilka połączeń wewnątrz procesora ODRY.
Przedsiębiorstwo zagraniczne rozwija MERĘ-400
Przy rozwoju tego
ciekawego komputera brały udział różne firmy spoza MERY. Jedną z
nich był Amepol (pamiętacie firmy „polonijne”?).
Przedsiębiorstwo Zagraniczne Amepol produkowało MX-16 czyli
następcę MERY-400, nowszą pamięć półprzewodnikową MEGA o
pojemności do 1024k słów (w latach osiemdziesiątych!), procesor
peryferyjny MULTIX, służący do obsługi zewnętrznych powolnych
interfejsów (dyskietek, taśmy magnetycznej, dysków Winchester), a
także procesor PLIX, którego zadaniem była obsługa szybkich
dysków, zewnętrznych pamięci i bardzo szybkiej magistrali szeregowej o
maksymalnej przepustowości 12Mbit/s.
Meteorologia i wojsko
Oprócz zastosowań
ściśle inżynierskich oraz biznesowych, komputery te pracowały w meteorologii i wojsku. Na początku lat
osiemdziesiątych inżynierowie zakładów ERA opracowali
Specjalizowany Procesor Meteorologiczny (SPM-1). Urządzenie to miało
za zadanie pobrać i przekształcić sygnał wizyjny z radaru
meteorologicznego MRŁ-2 do postaci cyfrowej, by następnie
przekazywać te dane do minikomputera MERA-400 w celu dalszej
obróbki. Rozwiązaniem zainteresowany był Instytut Techniczny Wojsk
Lotniczych, nawiązano przy tym współpracę z Instytutem
Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Prace badawcze z wykorzystaniem danych przetwarzanych przez MERĘ-400 z procesorem
SPM-1 prowadzono do roku 1990.
Procesor SPM-1 działał w technologii TTL z pamięcią półprzewodnikową, w postaci wąskich
pakietów montowanych w szufladach MERY-400. Jak widać, był to
bardzo elastyczny komputer.
Trochę więcej na
temat działania służb meteo w polskim lotnictwie wojskowym można przeczytać tu.
MERA-400 działa do dziś!
Elastyczność i
dobre założenia konstrukcyjne tego niszowego w skali światowej
komputera przyniosły oczekiwane korzyści. Dzięki temu, że
powstały różne urządzenia peryferyjne, w tym także
specjalizowane, maszyna ta zyskała wiele zastosowań. Na potrzeby
szkoły lotniczej w Dęblinie zbudowano na przykład kompletny
symulator - Imitator Kierowania Samolotami IKS-80 OBERON,
przeznaczony do praktycznego szkolenia kontrolerów lotniczych w
zakresie naprowadzania. Jak podaje portal mera400.pl, system ten jest sprawny do dziś! Działa w Akademickim Ośrodku Szkolenia Lotniczego
przy Wyższej Szkole Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie. Jest
używany do szkolenia w zakresie naprowadzania.
Jak widać, idea
Jacka Karpińskiego i solidna praca inżynierów udowodniła swoją
przydatność także trzydziestu latach.
Emulator MERY-400
W ubiegłym roku dzięki międzynarodowej współpracy miłośników muzealnej techniki komputerowej udało się odtworzyć taśmy zawierające kompletny kod źródłowy niezwykłego systemu operacyjnego CROOK, a także przygotować obraz dysku, który można uruchomić w emulatorze. Oto kolejny kawałek historii polskiej techniki komputerowej.
Niniejszym dziękuję
załodze portalu mera400.pl
*) CROOK jest napisany w całości w asemblerze K-202, później został przeportowany, a raczej rozwinięty do asemblera MERY400, dzięki dodaniu nowych poleceń.
niedziela, 19 lutego 2017
Polskie kamery
Nie wiem czy wiecie, ale w Polsce produkowano swego czasu kamery telewizyjne. Wyprodukowane w Warszawskich Zakładach Telewizyjnych kamery KS-0011 wykorzystywały amerykańską lampę obrazową (superortikon) firmy RCA. Cała pozostała konstrukcja kamery była polska, ale prawdopodobnie była wzorowana na innych podobnych rozwiązaniach. Oto kamera KS0011 w studio TVP. Była to oczywiście kamera czarno-biała.
Kamera ta była bardzo kapryśna, wymagała dużego doświadczenia przy pracy. Oto stanowisko technika odpowiedzialnego za pracę takiej kamery (nastawy odbywały się poza pomieszczeniem nagrań).
Kamera z superortikonem rzeczywiście była trudna w konstrukcji i obsłudze odwdzięczała się za to bardzo dobrą czułością. Jeśli wierzyć relacjom techników, następna konstrukcja (KS-0042) była pod tym względem jeszcze lepsza. W jednym ze spektakli Teatru Telewizji reżyser wykorzystał tę własność - scena była oświetlona światłem zapałki i jedną świeczką.
W Polsce nie produkowano w ogóle lampy obrazowej do takiej kamery, ale w Przemysłowym Instytucie Elektroniki uruchomiono produkcję o wiele ważniejszej lampy - widikonu. Widikony polskiej produkcji pracowały w wielu sklepach i na skrzyżowaniach dużych ulic - działały w polskich kamerach telewizji przemysłowej, takich jak TP-K16 (kamera była popularna, można ją jeszcze kupić na Allegro).
Oto film na ten temat - wywiadu udzielił mi niezawodny Alek Zawada.
Kamera ta była bardzo kapryśna, wymagała dużego doświadczenia przy pracy. Oto stanowisko technika odpowiedzialnego za pracę takiej kamery (nastawy odbywały się poza pomieszczeniem nagrań).
Kamera z superortikonem rzeczywiście była trudna w konstrukcji i obsłudze odwdzięczała się za to bardzo dobrą czułością. Jeśli wierzyć relacjom techników, następna konstrukcja (KS-0042) była pod tym względem jeszcze lepsza. W jednym ze spektakli Teatru Telewizji reżyser wykorzystał tę własność - scena była oświetlona światłem zapałki i jedną świeczką.
W Polsce nie produkowano w ogóle lampy obrazowej do takiej kamery, ale w Przemysłowym Instytucie Elektroniki uruchomiono produkcję o wiele ważniejszej lampy - widikonu. Widikony polskiej produkcji pracowały w wielu sklepach i na skrzyżowaniach dużych ulic - działały w polskich kamerach telewizji przemysłowej, takich jak TP-K16 (kamera była popularna, można ją jeszcze kupić na Allegro).
Oto film na ten temat - wywiadu udzielił mi niezawodny Alek Zawada.
poniedziałek, 13 lutego 2017
Ostatnie konstrukcje lamp elektronowych
W historii radiotechniki był taki czas, gdy lampy elektronowe wygrywały z półprzewodnikami. Pierwsze tranzystory miały małą trwałość, niewielką częstotliwość graniczną i trudno było z ich pomocą zbudować układ o dużej impedancji wejściowej. Lampy elektronowe wtedy były lepsze - przynajmniej niektóre z nich. Te subminiaturowe lampy wielkości tranzystorów to nuwistory.
Przedstawiam wywiad z Aleksandrem Zawadą, poświęcony właśnie tym lampom. Były mniejsze od kciuka, pobierały mniej energii, skutecznie rywalizowały z tranzystorami w niektórych zastosowaniach. Obecnie są już historią, chociaż nadal można je kupić. Niestety w Polsce nigdy ich nie produkowano na masową skalę. Była to zbyt trudna konstrukcja. Na masową skalę nuwistory produkowano tylko w USA (robiła to firma RCA) oraz ZSRR. Amerykańskie nuwistory montowano także do polskich urządzeń.
Przedstawiam wywiad z Aleksandrem Zawadą, poświęcony właśnie tym lampom. Były mniejsze od kciuka, pobierały mniej energii, skutecznie rywalizowały z tranzystorami w niektórych zastosowaniach. Obecnie są już historią, chociaż nadal można je kupić. Niestety w Polsce nigdy ich nie produkowano na masową skalę. Była to zbyt trudna konstrukcja. Na masową skalę nuwistory produkowano tylko w USA (robiła to firma RCA) oraz ZSRR. Amerykańskie nuwistory montowano także do polskich urządzeń.
niedziela, 29 stycznia 2017
Dawna analogowa tajemnica
Może to zabrzmi dziwnie, ale najciekawsze tajemnice najprędzej poznaje się od strony wroga. Gdy w Polsce na początku lat pięćdziesiątych instalowano radzieckie radary P-20 (Peryskop), były one niezwykle tajne. Jeszcze dwadzieścia lat później dokumentacja tych radarów była trzymana pod kluczem, mimo to, że były już dawno przestarzałe. O systemach rozpoznawania swój-obcy nikt w ogóle nie mówił, mimo to, że efekty ich działania bywały widoczne w telewizorach jeszcze w latach siedemdziesiątych (szczególnie w okolicach Czerwińska i Modlina, bardzo charakterystyczne poziome paski na stosunkowo słabym sygnale nadajnika TVP z Pałacu Kultury w Warszawie).
Całkiem niedawno CIA opublikowała kompletną dokumentację urządzenia swój-obcy stosowanego w ZSRR razem z tą stacją radarową. Dokument ma 375 stron i można go pobrać stąd (witryna cia.gov, w ogóle polecam cały dział "czytelnia"). Zawiera nawet instrukcję napraw urządzenia, włącznie z przykładami sygnałów widocznych na wskaźniku dla każdej z liter kodowych.
Nie wiem w jaki sposób CIA ukradła te dokumenty, ale najwyraźniej była to bardzo poważna operacja. Dokumentacja ta umożliwiała zbudowanie urządzenia, które udawało sygnał radzieckich samolotów. Oto moduł wskaźnika stosowanego w radzieckim urządzeniu.
Запросчик НРЗ-1, czyli urządzenie odpytujące samoloty, było używane także w innych krajach bloku wschodniego jeszcze przez wiele lat. Ten dokument w latach pięćdziesiątych był dla CIA wart fortunę, za Żelazną Kurtyną działało stosunkowo niewielu amerykańskich szpiegów.
Zauważcie, że dokument ten został prawdopodobnie rozłożony na stole, skopiowany przy pomocy normalnego aparatu fotograficznego i w jakiś sposób przekazany do USA. Lektura kilku wspomnień (Spycraft, Spycatcher) sugeruje nawet jak to mogło się odbywać.
Oto schemat wykorzystywanego tam nadajnika na dwóch lampach GI-3. Dziś te lampy są jeszcze używane przez radioamatorów do budowy wzmacniaczy mocy.
Dla nas jest to świadectwo czasów i dawnej technologii. Miłośnikom elektroniki polecam lekturę i analizę dawnych konstrukcji. Wiele się można nauczyć z czasów, gdy do sterowania używano układów analogowych, a nie mikrokontrolerów.
Całkiem niedawno CIA opublikowała kompletną dokumentację urządzenia swój-obcy stosowanego w ZSRR razem z tą stacją radarową. Dokument ma 375 stron i można go pobrać stąd (witryna cia.gov, w ogóle polecam cały dział "czytelnia"). Zawiera nawet instrukcję napraw urządzenia, włącznie z przykładami sygnałów widocznych na wskaźniku dla każdej z liter kodowych.
Nie wiem w jaki sposób CIA ukradła te dokumenty, ale najwyraźniej była to bardzo poważna operacja. Dokumentacja ta umożliwiała zbudowanie urządzenia, które udawało sygnał radzieckich samolotów. Oto moduł wskaźnika stosowanego w radzieckim urządzeniu.
Запросчик НРЗ-1, czyli urządzenie odpytujące samoloty, było używane także w innych krajach bloku wschodniego jeszcze przez wiele lat. Ten dokument w latach pięćdziesiątych był dla CIA wart fortunę, za Żelazną Kurtyną działało stosunkowo niewielu amerykańskich szpiegów.
Zauważcie, że dokument ten został prawdopodobnie rozłożony na stole, skopiowany przy pomocy normalnego aparatu fotograficznego i w jakiś sposób przekazany do USA. Lektura kilku wspomnień (Spycraft, Spycatcher) sugeruje nawet jak to mogło się odbywać.
Oto schemat wykorzystywanego tam nadajnika na dwóch lampach GI-3. Dziś te lampy są jeszcze używane przez radioamatorów do budowy wzmacniaczy mocy.
Dla nas jest to świadectwo czasów i dawnej technologii. Miłośnikom elektroniki polecam lekturę i analizę dawnych konstrukcji. Wiele się można nauczyć z czasów, gdy do sterowania używano układów analogowych, a nie mikrokontrolerów.
Subskrybuj:
Posty (Atom)