wtorek, 13 lipca 2021

Rewolucja w fotografii

Gdy pojawiły się aparaty cyfrowe, producenci lustrzanek je lekceważyli. Casio QC-10 był pierwszym aparatem kierowanym na rynek konsumencki. Aparat w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze kosztował 900$, ale był rewolucyjny, gdyż jako pierwszy w ogóle oferował podgląd na małym wyświetlaczu. Niemniej robił beznadziejne zdjęcia (przykład poniżej):

Niestety niemal wszystkie fotki wyglądały właśnie tak, miały wyprane kolory, rozmyte krawędzie, a niektóre były dodatkowo zaszumione, sponiewierane artefaktami kompresji. Cóż, pierwsze koty za płoty.

Postęp trwał. Firma Casio wydała kolejny aparat, tym razem QV2000UX. I ten był o wiele lepszy, przewyższając większość tanich aparatów kieszonkowych. Po raz pierwszy można było mieć w kieszeni aparat, z którego zdjęcia nadawały się do druku, aczkolwiek w małym formacie.

W tym czasie Canon nie miał w ogóle własnych aparatów cyfrowych, przez krótki czas sprzedawał pod swoją marką aparat Kodaka DCS 520 opracowany na podstawie analogowej lustrzanki Canon 1N. Najwyraźniej dopiero konkurencja w postaci kieszonkowców sprawiła, że duże koncerny zaczęły cokolwiek robić. Wszak aparat cyfrowy psuł ogólny model biznesowy, polegający na sprzedawaniu filmów. Proces analogowy nadal oferował lepszą jakość zdjęć, ale widać było, że tę jakość da się doścignąć.

Dla mnie prawdziwym przełomem był niewielki kieszonkowy aparat Pentax Optio 330GS, a zaraz potem prawdziwa lustrzanka 10D/300D (przez wiele lat używałem właśnie 10D, był świetny z racji na ton skóry). Już wtedy można było powiedzieć, że jakość zdjęć z lepszej lustrzanki cyfrowej jest porównywalna do zdjęć wykonywanych na negatywie małoobrazkowym, a kieszonkowe aparaty analogowe straciły sens. Aparat kieszonkowy był ważny, gdyż można było go wziąć wszędzie. W tym tam, gdzie fotograf z lustrzanką byłby niemile widziany:

Równolegle pojawiły się aparaty w telefonach komórkowych. Zdjęcia najpierw przypominały te z Casio QV-10, zaraz potem były choć trochę lepsze. Poniżej zdjęcie z Nokii N90, w tym czasie był to najlepszy telefon z aparatem (optyka Carl Zeiss).

Nadal jednak lustrzanki oferowały największe możliwości fotografom. Prawdziwą rewolucję przyniosła dopiero fotografia obliczeniowa. Zasada jest prosta - weźmy taką optykę, jaka jest, dodajmy elektroniczną migawkę, zróbmy możliwie dużo pikseli i taki strumień danych przetworzymy za pomocą odpowiedniego oprogramowania. Bardzo dobry materiał można przeczytać tutaj (tłumaczenie tekstu Wasilija Zubariewa).

Obecnie niemal wszystkie nowe smartfony robią zdjęcia przy użyciu tej technologii, każda klatka to HDR, czyli powstaje z kilku niezależnie zrobionych zdjęć. Wynikowe zdjęcie jest o klasę lepsze od tego, co oferuje nawet najlepszy aparat kieszonkowy (mam Powershota SX620, jeszcze kilka lat temu to było mistrzostwo w swojej klasie, dziś przy szerokim kącie mój smartfon robi lepsze technicznie zdjęcia). Oczywiście nadal lustrzanka oferuje lepszą jakość obrazu, ma więcej szczegółów, ale za to smartfony radzą sobie nawet z niesamowitymi kontrastami:

Te zdjęcia po prostu wyglądają lepiej. Jeśli koncerny fotograficzne nie zaczną korzystać z możliwości, jakie daje fotografia obliczeniowa, czarno widzę przyszłość ich sprzedaży. Rynek aparatów kieszonkowych oddali bez boju już teraz. Niemal każdy z nas nosi w kieszeni telefon z aparatem lepszym od niedawno sprzedawanych automatycznych aparatów kieszonkowych. Mimo słabszej optyki!

Do mnie ta rewolucja nadejdzie, gdy na urlop nie wezmę lustrzanki...

sobota, 19 czerwca 2021

Stare usługi w nowych telefonach

 Wczoraj wieczorem pożegnałem mój poprzedni telefon (Huawei jako producenta prawdopodobnie też). Przyczyna była bardzo prosta - spuchnięcie niewymiennej baterii.

Uszkodzenie odkryłem, gdy zauważyłem, że wyświetlacz się podejrzanie wygina. Po zdemontowaniu blaszki z tyłu (widoczna na zdjęciu), wyświetlacz się wyprostował - teraz widać jak bardzo bateria spuchła. Ten stan zagraża bezpieczeństwu użytkownika.

Od pewnego czasu obserwujemy postępujące psucie najstarszych cech i funkcjonalności elektroniki. Sprzęt staje się coraz bardziej nietrwały, stopniowo pozbawiany obsługi funkcjonalności, która przedtem była bardzo cenna. Taką usługą są wiadomości MMS, rozmowy wideo UMTS, nawet wspomina się o przejściu z wiadomości SMS na rzecz jakiegoś komunikatora. Tymczasem są to, obok rozmów głosowych, jedyne naprawdę wieloplatformowe usługi, które powinny działać z każdym urządzeniem. Obecnie MMS nie działają lub działają słabo w co drugim sprawdzonym przeze mnie smartfonie. 

Wbrew pozorom MMS jest ważną usługą, bo dzisiejsze smartfony wysyłają SMSy w UTF-8, zatem każdy znak zajmuje co najmniej dwa bajty. Nawet krótka wiadomość będzie wymagała przesłania w kilku częściach albo wysłania jako MMS. I tu dochodzimy do ściany, gdy w smartfonie MMS nie działa w ogóle:

Jak widać, pięć wiadomości SMS zostało poprawnie scalone w jedną, ale odebranie wiadomości MMS przekracza możliwości tego telefonu*) (i kilku innych także). Dodatkowo żaden z tych smartfonów nie oferuje funkcjonalności potwierdzeń oraz czasu życia wiadomości, a zatem nie zbliża się nawet do tego, co potrafiły Nokie z Symbianem osiemnaście lat temu!


*) Żeby nie było wątpliwości - APN Orange MMS mam ustawiony poprawnie. Po przełożeniu karty do Nokii 6260 lub starego smartfona z Androidem 4, wiadomości przychodzą natychmiast. Na iPhonie Xr też nie działa, nie wiem dlaczego i nie chcę wiedzieć.

piątek, 16 kwietnia 2021

Miara postępu technicznego

 Dla mnie miarą postępu technicznego jest miniaturyzacja, usprawnienie, energooszczędność. Gdyby mi ktoś w okresie PRLu powiedział, że będę hobbystycznie projektował zasilanie przedwojennej latarki z nowoczesnych akumulatorów, a sama przetwornica będzie zrobiona na amerykańskim układzie scalonym, tobym go wyśmiał. Tymczasem tak właśnie jest:

- przetwornica na układzie scalonym, który kosztuje tyle, co dwa bochenki chleba,

- całość jest mniejsza od polskiego tranzystora TG72,

- wydziela pięć razy mniej ciepła,

- zasilanie żarówki jest stabilizowane, występuje tu także układ miękkiego startu, by przedłużyć trwałość historycznej już żarówki *),

- zasilanie z akumulatorków litowo-jonowych, ładowanie z USB.

W planach mam także zrobienie retrofitu diodowego żarówki zasilanej napięciem niższym niż 3V (czyli do latarek na jedną baterię). I to się da zrobić, przetwornica na LM2621 powinna się w całości zmieścić do trzonka E10.

A tak wygląda tranzystor, który jest miarą zapóźnienia polskiej elektroniki okresu PRL (zdjęcie z portalu Elektroda):

*) Gdyby chcieć zrobić taką przetwornicę z elementów wyprodukowanych w PRL do lat osiemdziesiątych włącznie, miałaby objętość dwóch pięści, miałaby sprawność około 50% i wydzielałaby sporo ciepła. O takich fanaberiach, jak układ miękkiego startu mało kto myślał, używało się go tylko przy naprawdę dużych żarówkach (projektory, naświetlacze), małe żaróweczki się po prostu włączało i już.