poniedziałek, 9 października 2017

40% braków

Często czytam o nostalgii lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, a także o rzekomo świetnych polskich produktach z tej epoki, zwłaszcza w przypadku domowej elektroniki. Pokażę jak to wyglądało naprawdę z punktu widzenia radioamatora – którym jestem do dziś.

Oględnie mówiąc – było słabo. Mieliśmy bardzo dobrych inżynierów, którzy z powodzeniem potrafili zbudować sprzęt elektroniczny, który mógłby konkurować z produktami zachodnimi średniej klasy. Rzecz w tym, że do takich urządzeń musieliby użyć zachodnich podzespołów, bo krajowych albo nie było w ogóle (tranzystory dużej mocy, dedykowane układy scalone), albo były żałośnie wręcz przestarzałe. Gdy inżynierowie konstruowali polski radioodtwarzacz samochodowy Skald SMT-331 (zaprezentowany na targach poznańskich w 1975r. odtwarzacz był oczywiście monofoniczny) narzekali na to, że w tak małej obudowie nie mogli zmieścić całej potrzebnej elektroniki, by było to radio trzyzakresowe.

Radioodtwarzacz samochodowy Skald SMT-331, Unitra DIORA, zdjęcie: oldradio.pl
W tym samym czasie (1975r.) Blaupunkt sprzedawał radioodtwarzacz Bamberg, który tak samo był urządzeniem trzyzakresowym, ale na UKF miał stereofoniczny odbiornik, umożliwiał zaprogramowanie kilku stacji, a do tego magnetofon nagrywał dźwięk stereo. Kto nie wierzy, niech obejrzy fragment oryginalnego katalogu Blaupunkta z tego roku.
Katalog radioodtwarzaczy firmy Blaupunkt, 1975r.


Prawdziwy stereofoniczny samochodowy radioodtwarzacz pojawił się dopiero w latach osiemdziesiątych (seria Wiraż RPS-601). Chylę czoła przed umiejętnościami polskich inżynierów, którzy skonstruowali całkiem sensowny radioodtwarzacz z tak przestarzałych podzespołów (kto nie wierzy, niech zajrzy do instrukcji serwisowej RPS Wiraż, jest tu). Gdy w Polsce oferowano kolejnego "Wiraża", strojonego klasycznie, gałką, w Polonezie miałem już radio z syntezą częstotliwości. Prawdziwa przepaść, podobnie, jak w przypadku motoryzacji w tym okresie.

Polski walkman

 Z urządzeniami przenośnymi było jeszcze gorzej. Lata osiemdziesiąte to epoka walkmanów. Też miałem taki odtwarzacz. Polski przemysł w końcu (był rok 1987.) wyprodukował takie coś, nazywało się PS-101 Kajtek.

Polski odtwarzacz kaset PS-101 Kajtek
Z litości nie będę porównywał polskiego Kajtka ze topowymi urządzeniami z tego okresu (możesz zrobić to samodzielnie, przykład firmy AIWA jest tu). Miałem walkmana, który odtwarzał i nagrywał (!) dźwięk na kasecie z jakością lepszą od polskiego stacjonarnego magnetofonu Hi-Fi Finezja M536SD, miał autorewers, redukcję szumów Dolby i zasilany był z dwóch akumulatorków. Polski Kajtek był porównywalny do popularnych dalekowschodnich odtwarzaczy, ale był od nich większy i zużywał więcej energii z baterii. Było to bardzo proste urządzenie, nie miało nawet przewijania kasety wstecz.

Jakość rodem z PRL 

Gdyby zakłady DIORA chciały wyprodukować urządzenia klasy zachodniej (a na pewno było to technicznie możliwe), musiałyby użyć importowanych podzespołów. Wyrób byłby wtedy kosmicznie drogi dla polskiego nabywcy, a zatem jego sprzedaż byłaby znikoma. Inżynierowie korzystali z krajowych podzespołów tam, gdzie się tylko dało i musieli zastosować dostępne dla nas techniki montażu. I tu zaczynały się problemy z jakością wyrobów – pokażę to na przykładzie dokumentu, który opisywał wyjazd serwisu Zakładów Radiowych Diora w Dzierżoniowie. Trzech panów pojechało do Czechosłowacji (do zakładów Tesla w Tyniste n/O) w sierpniu 1976r. i zdało sprawozdanie jak niżej:
„Przystąpiliśmy do organizacji stanowisk pracy w jednym z magazynów, w którym znajdowała się partia 600 i 2100 sztuk radioodbiorników Junior (... tutaj długa lista usterek…). Na ogólną ilość 1852 szt. OR Junior, wadliwych było 738 szt” 
Pewien odsetek z tych braków (wnioskuję, że około 1/3 z powyższych) stanowiły wadliwe podzespoły dostarczone przez krajowych producentów, w tym głośniki z Tonsilu i układy scalone UL1402 produkowane przez zakłady CEMI. Była to kopia przestarzałych wzmacniaczy mocy (LA4032) firmy Sanyo.
Polskie układy scalone produkowane w zakładach Unitra CEMI. Fragment kolekcji A.Zawady.

O jakości wielu polskich półprzewodników z epoki PRL można osobną książkę napisać.  
738 wadliwych odbiorników na 1852 badanych to prawie 40% braków. Rozumiem nostalgię, ale taka była jakość rodem z PRL. W epoce, gdy wszystko na eksport miało mieć lepszą jakość wykonania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz